Bazylea
miasto trzech krajów, stu muzeów i jednej rzeki, która wszystko spaja
Bazylea nie potrzebuje wielkich słów, by być wielką. Leży na styku Szwajcarii, Francji i Niemiec, ale nie jest żadnym kompromisem między kulturami – raczej ich spotkaniem, skrzyżowaniem, przenikaniem się. Jest jak witraż z historii i nowoczesności, gdzie każda szyba ma inny kolor, ale razem tworzą światło, które trudno pomylić z czymkolwiek innym.
To miasto nad Renem, które patrzy zarówno w przeszłość, jak i w przyszłość – i nie widzi w tym sprzeczności. Przepływający przez Bazyleę Ren dzieli ją na Grossbasel (Stara Bazylea) i Kleinbasel (Nowa Bazylea) – ale dzieli tylko z nazwy, bo miasto jest jedną duszą, która płynie tak samo, jak jej rzeka: z północy na południe, z kultury do sztuki, z ciszy do pulsującego życia.
Stare Miasto – kamienna partytura czasu
Spacerując wąskimi uliczkami Grossbasel, ma się wrażenie, że miasto oddycha. Katedra bazylejska, zbudowana z czerwonego piaskowca, z charakterystycznymi wieżami i grobowcem Erazma z Rotterdamu, jest jak stróż przeszłości. Tuż obok rozciąga się Plac Katedralny, z którego roztacza się widok na Ren i mosty, które od wieków łączą dwa brzegi miasta – i dwa światy.
Kamienice zdobione są herbami, inskrypcjami, wykuszami. Ratusz, w kolorze głębokiej czerwieni, przypomina, że Bazylea była nie tylko duchowym centrum, ale też handlową potęgą. A na targu kwiaty, sery, miody i rozmowy mieszkańców sprawiają, że historia nie jest tu zamknięta za szybą – żyje.
Bazylea – stolica sztuki Szwajcarii
Żadne inne szwajcarskie miasto nie ma tylu muzeów – ponad 40, z czego niektóre należą do najlepszych w Europie. Kunstmuseum to świątynia malarstwa od Holbeinów po Picassa. Fondation Beyeler – otoczona parkiem w Riehen – to z kolei nowoczesna przestrzeń dla geniuszu Rothki, Giacomettiego, Hockneya.
Ale Bazylea to nie tylko galerie. To sztuka w przestrzeni publicznej – rzeźby Tinguely’ego, fontanny, mozaiki, graffiti na murach Kleinbasel. Nawet przystanki tramwajowe potrafią być małymi galeriami. A raz w roku odbywa się tu Art Basel – największe na świecie targi sztuki współczesnej. Wtedy miasto zamienia się w żywe płótno – i każde jego spojrzenie jest nowym obrazem.
Rzeka Ren – kręgosłup miasta
Nie można mówić o Bazylei, nie mówiąc o Renie. To więcej niż rzeka – to żyła miasta, jego tempo i ton. Mieszkańcy kąpią się w nim latem, płyną z biegiem wody z workami wodoszczelnymi zwanymi Wickelfisch. Statki towarowe i promy bez silników (ciągnięte na linach przez nurt) przypominają, że rzeka to nie tylko tło – to scena, aktor i widz jednocześnie.
Miasto uniwersytetu, tolerancji i alchemii ducha
Założony w 1460 roku Uniwersytet Bazylejski to najstarsza uczelnia w Szwajcarii – uczyli tu Paracelsus, Nietzsche, Carl Gustav Jung. Dziś nadal tętni życiem, przyciąga naukowców, studentów i myślicieli. A samo miasto – otwarte, wielojęzyczne, dyskretne – sprzyja rozmowie, kontemplacji i poszukiwaniu sensów.
Bazylea jest miastem, które się czyta powoli. Nie odkryje się jej w godzinę. Trzeba usiąść nad Renem z kawą, posłuchać tramwajów, zajrzeć do księgarni z literaturą francuską, zjeść w Kleinbasel mezze z Syrii i popić białym winem z okolic Rheinfelden.
Bo Bazylea to nie punkt na mapie – to proces. To smak. To dialog.
Przyjedź. Przekrocz most. Daj się ponieść wodzie, która zna historię.
W Bazylei nic nie jest krzykliwe – ale wszystko mówi.