Spacer po Lindau
mistyczne miasto na wyspie
Zaczynamy wcześnie, kiedy świat jeszcze nie zdążył się obudzić w pełni. Lindau o poranku ma w sobie coś z modlitwy – powolnej, cichej, skupionej. Sugeruję rozpocząć spacer tam, gdzie wszystko się łączy – na moście prowadzącym na wyspę, skąd roztacza się pierwsze spojrzenie na jezioro, odbijające blask wschodzącego słońca. Kroczysz nie tylko w stronę miasta, ale jakby w stronę opowieści.
Zaraz po wejściu na wyspę twoje oczy przyciągnie port – symboliczna brama Lindau. Po lewej stronie stoi majestatyczny Bawarski Lew, jakby właśnie wynurzył się z granitu, gotowy chronić tę wyspę snów. Po prawej – latarnia morska, samotna i elegancka, przypomina raczej smukłą wieżę z opowieści braci Grimm niż praktyczne urządzenie nawigacyjne. Usiądź tu choć na chwilę. Popatrz na Alpy w oddali, które nawet latem zachowują chłodny biały cień. Gdy wiatr smaga twarz, a prom na spokojnie sunie przez wodę, masz wrażenie, że czas odetchnął – i ty razem z nim.
Z portu kierujemy się ku Maximilianstraße, głównej ulicy starego miasta, której brukowana nawierzchnia pamięta więcej kroków, niż zdołasz sobie wyobrazić. Fasady kamienic po obu stronach są jak ilustrowane opowieści – każda inna, każda malowana światłem, każda przechowująca sekrety mieszkańców. Zatrzymaj się przy Starym Ratuszu – renesansowym budynku z fasadą ozdobioną barwnymi malowidłami. Patrząc w górę, ma się wrażenie, że ściana opowiada – historię miasta, jego godność, jego miejsce wśród wolnych miast Rzeszy.
Nieco dalej znajduje się kościół św. Stefana, surowy w swojej protestanckiej prostocie, oraz naprzeciwko niego kolegiata Najświętszej Maryi Panny – bogatsza, z rozległym, barokowym wnętrzem. Wejdź do środka, choćby tylko na chwilę. Niech oczy przyzwyczają się do półmroku, niech zmysły odpoczną od świateł z zewnątrz. Tu nie trzeba się modlić – wystarczy być cicho.
Z tego sakralnego centrum kierujemy się ku szeptom codzienności – skręć w jedną z bocznych uliczek. Może Inselgraben, gdzie stare szyldy sklepików zwisają nad głowami jak echo minionych czasów. Zajrzyj do antykwariatu. Kup pocztówkę. Posłuchaj akordeonisty, który gra pod ścianą w cieniu lipy.
Z czasem dotrzesz do ogrodu przyklasztornego albo zielonych obrzeży wyspy, gdzie rozciąga się pas spacerowy z widokiem na jezioro i góry. Jeśli pogoda pozwala, przysiądź na jednej z ławek. Czasem można tu dostrzec łabędzie sunące w szyku – jakby znały trasę lepiej niż miejscowi. Tu Lindau jest najprawdziwsze: zielone, wodne, nieco zamyślone.
A jeśli dzień trwa dalej, wróć w stronę Hafenpromenade – popołudniem zatłoczonej, ale nigdy nie hałaśliwej. Wybierz kawiarnię z widokiem na wodę. Zamów białe wino z okolicznych wzgórz. Patrz, jak zachodzi słońce – powoli, miękko, jakby nie chciało stąd odchodzić.
Spacer po Lindau nie ma początku ani końca. Każdy zakręt uliczki, każda brama, dziedziniec, balkon z donicą – wszystko tutaj opowiada. Ale opowiada szeptem. To nie jest miasto, które mówi do tłumu. Ono mówi do Ciebie – cicho, z bliska, z serdecznością. I choć wyjdziesz z niego fizycznie, Lindau zostanie z Tobą na długo – jako miejsce, które nie wymagało niczego poza tym, żebyś był obecny.