Zamek Hohenschwangau

Hohenschwangau

zamek dzieciństwa króla i brama do krainy baśni...

 

Zanim narodził się Neuschwanstein – jego idea, jego kontury i romantyczna tęsknota – był Hohenschwangau, zamek starszy, mniej znany, ale równie magiczny. To tu Ludwik II Bawarski, późniejszy „bajkowy król”, stawiał swoje pierwsze kroki w marmurowych korytarzach, uczył się patrzeć przez witraże i słuchał legend opowiadanych przez wiatr znad jeziora Alpsee.

 

Zamek Hohenschwangau położony jest nieco niżej niż jego sławny sąsiad, Neuschwanstein, ale na własny sposób panuje nad doliną Schwangau – otoczony wodą, lasami i majestatycznymi górami. To zamek ciepły, złocisty, z fasadą zdobioną malowidłami ściennymi, które opowiadają historie rycerskie, rodzinne i romantyczne. Nie jest monumentem, jest domem – pełnym wspomnień, nie ambicji.

Choć na tych fundamentach stał już średniowieczny zamek znany jako Schwanstein, dzisiejszy Hohenschwangau zawdzięcza swój kształt królowi Maksymilianowi II, ojcu Ludwika. W latach 30. XIX wieku, zachwycony pięknem okolicy i ruinami starej twierdzy, Maksymilian postanowił ją odbudować i przemienić w romantyczną rezydencję. Projekt powierzono architektowi Domenico Quaglio, a efekt jego pracy do dziś zachwyca – neogotycka rezydencja, która wygląda jak opowieść zapisana w tynku i kolorach.

Wewnątrz zamek to prawdziwa galeria marzeń XIX-wiecznego romantyzmu. Każda komnata ma swoje malowidło ścienne – to nie ozdoby, to obrazy opowieści. Sceny z legend o Parsifalu, Lohengrinie, Tristanie – wszystko, co później zawładnie wyobraźnią Ludwika II, ma tu swoje źródło. Szczególnie poruszające są pokoje królewskie: apartamenty Maksymiliana, bogate, ale przytulne, oraz komnata Ludwika, w której jako chłopiec zapatrzony w Alpy śnił o innych światach. Nie bez powodu mawiał potem, że to tu „jego dusza się narodziła”.

W Hohenschwangau czuć życie. Nie było to muzeum, lecz dom – rodzinny, królewski, czasem pełen śmiechu, czasem melancholii. Tu Ludwik przesiąkał duchem przeszłości, stąd ruszał w samotne wyprawy łodzią po jeziorze, tu po raz pierwszy usłyszał muzykę Ryszarda Wagnera, która miała go później opętać. To miejsce intymne, choć królewskie. Nie monumentalne, lecz głębokie.

Dziś Hohenschwangau można zwiedzać – i warto to zrobić przed Neuschwanstein. Nie tylko dlatego, że jest starszy. Ale dlatego, że bez Hohenschwangau nie byłoby Neuschwanstein. Bo ten drugi zamek to sen Ludwika, a ten pierwszy – to jego senna poduszka.

 

Hohenschwangau to zamek, który nie pręży się w chmurach – on szeptem zaprasza do wspomnień.
Nie olśniewa wielkością, lecz porusza duszę.
To nie zamek legendy – to legenda dzieciństwa.

Przyjdź. Wejdź przez żółte bramy. I poczuj, jak historia nie opowiada o królach – tylko o chłopcu, który patrzył przez okno i uwierzył, że wszystko może być piękniejsze, jeśli tylko się odważy śnić.