Hohenklingen

Hohenklingen

zamek, który czuwa nad rzeką i wiekami

 

 

Wystarczy podnieść wzrok, stojąc na brukowanych uliczkach Stein am Rhein, by zobaczyć go – Zamek Hohenklingen, zawieszony wysoko na wzgórzu, niczym strażnik przeszłości. To nie zamek ukryty, wtopiony w krajobraz. On dominuje, patrzy, jakby nigdy nie zasnął – od ponad siedmiuset lat.

 

Zamek powstał około 1225 roku, jako twierdza obronna dla klasztornego miasteczka poniżej. To czas, gdy klasztor św. Jerzego zyskiwał znaczenie, a miasto – położone przy ujściu Renu z Jeziora Bodeńskiego – stawało się punktem handlowym, bogatym i łakomym kąskiem. Trzeba było je chronić. I właśnie w tym celu na skalistym wzgórzu powstał Hohenklingen, nazwa dosłownie znacząca „wysoko brzmiący”, choć dziś moglibyśmy powiedzieć: wysoko brzmiąca legenda.

Od początku zamek należał do opactwa św. Jerzego, które nim zarządzało przez kilkaset lat. Był nie tylko twierdzą, ale też symbolem dominacji duchowej i świeckiej władzy klasztoru nad miastem. Na przestrzeni wieków zmieniali się zarządcy, zmieniały się funkcje, ale Hohenklingen nigdy nie popadł w ruinę. Jako jeden z nielicznych zamków w Szwajcarii zachował swój średniowieczny charakter niemal nienaruszony – jakby czas omijał go z respektem.

Architektonicznie to typowy zamek górski późnego średniowiecza – z masywną wieżą, murami kurtynowymi, dziedzińcem i budynkami mieszkalnymi, ułożonymi logicznie, funkcjonalnie, bez zbędnych ozdób. Tu nie chodziło o zachwyt – chodziło o przetrwanie. Mury grube, baszty wysokie, bramy wąskie – wszystko podporządkowane jednemu celowi: obronie.

Ale dziś, w XXI wieku, Hohenklingen już nie strzeże miasta przed najeźdźcami. Teraz strzeże spokoju, widoku, dumy przeszłości. Wejście na zamek – pieszo, krętą ścieżką przez las – to jak pielgrzymka w górę historii. Krok za krokiem zostawiasz za sobą codzienność, a z każdym metrem wspinaczki otwiera się przed tobą więcej świata: rzeka, jezioro, Alpy w oddali, pagórki pełne winorośli.

Wewnątrz zamku znajduje się obecnie restauracja i muzeum, urządzone z wielkim wyczuciem – nie zakłócają one atmosfery, lecz dopełniają ją. Można tu wypić kawę z widokiem na Stein am Rhein jak na mapie z lotu ptaka, można stanąć przy blankach i – choć przez chwilę – poczuć się jak średniowieczny wartownik, tylko zamiast wypatrywać wroga, szukasz piękna.

W muzealnej części obejrzysz historyczne eksponaty, stare ryciny, opisy dawnych funkcji poszczególnych sal. Ale największym eksponatem pozostaje sam zamek jako całość – jego autentyczność, jego głos, którego nie trzeba podświetlać ani nagłaśniać. Cegła, która pamięta królów i mnichów. Kamień, który przetrwał rewolucje i reformację.

Na koniec, gdy zejdziesz z powrotem do miasta, do kolorowych fasad Stein am Rhein, do rzeki, która płynie niezmiennie jak oddech ziemi – spojrzysz raz jeszcze za siebie. Hohenklingen będzie tam. Niezmienny. Wysoki. Milczący. Ale przecież powiedział ci wszystko, co trzeba.

Przyjdź. Wejdź. Zatrzymaj się. Nie po to, by się dowiedzieć – ale by poczuć. Bo Hohenklingen nie jest tylko zamkiem. To żywa pamięć, która patrzy – od XIII wieku – w dół, w stronę ludzi, i w górę, w stronę nieba.